17 lat i wystarczy. Sacramento Kings oficjalnie w play-off.
Jest sezon 2005/06. Wówczas Sacramento Kings zajmują 8 miejsce w konferencji zachodniej ligi NBA i awansują do play-off. Tam jednak w 1 rundzie muszą uznać wyższość San Antonio Spurs i odpadają przegrywając 2-4. Przez 16 kolejnych sezonów “Królom” ani razu nie udało się znaleźć w TOP 8, by po 82 spotkaniach kontynuować sezon. Wiadome jest, że ten obecny będzie przełomowym, ponieważ klub z Kalifornii oficjalnie zapewnił sobie miejsce w play-off.
Największa niespodzianka?
Czy ktokolwiek mógł wróżyć taki scenariusz? Na pewno transfery dokonane w poprzednim sezonie, a więc przyjście przede wszystkim Domantasa Sabonisa miały dodać jakości drużynie przy rozwojowym De Aaronie Foxie i kilku innych wartościowych zawodnikach. Ubiegły sezon zakończyli na odległym 13 miejscu. Progres miał być zatem czymś logicznym, aczkolwiek chyba nikt nie spodziewał się, że na nieco ponad 10 spotkań do końca sezonu zasadniczego drużyna z Sacramento będzie 2 siłą Zachodu.
Osiągnięcie wyniku byłoby niemożliwe, gdyby nie kilka innych transferów poza Sabonisem. Do klubu przyszli przecież Kevin Huerter, Malik Monk, czy też Keegan Murray wybrany w drafcie. Mając dodatkowo Harrisona Barnesa w drużynie Kings powstała bardzo ciekawa ekipa. Mike Brown swoją grę oparł całkowicie na ataku i dzięki temu Sacramento jest na ten moment najlepiej grającą drużyną w ataku w całej lidze ze średnio w okolicach 121 punktów na mecz.
Nawiązanie do historii
Mecz rozegrany 11 marca przeciwko Phoenix Suns w Footprint Center był niezwykle ważny dla “Królów”. Ci po raz pierwszy od sezonu 2005/06 zaliczyli co najmniej 40 zwycięstw w sezonie zasadniczym. Przez czas posuchy od play-off ta sztuka nie udała im się ani razu, chociaż dwukrotnie było blisko. W sezonie 2007/08 mieli ich 38, a w sezonie 2018/19 nawet o 1 więcej. Do rekordu z sezonu 2001/02 i aż 61 wygranych jednak im daleko. To na pewno nie zostanie osiągnięte w tym sezonie.
Od momentu przeniesienia drużyny z Kansas City do Sacramento i zakończenia ery Kansas City Kings drużyna łącznie 7 razy osiągała co najmniej 40 wygranych w sezonie zasadniczym, ale warto powiedzieć, że do tego sezonu tylko 1 trener osiągnął ten cel w jednym sezonie. Do tej pory był to Rick Adelman. Mike Brown jest zatem 2 trenerem, który osiągnął ten cel od 1985 roku. Adelman osiągnął wówczas 44 zwycięstwa. Brown ma zatem jeszcze kilkanaście meczów, aby to osiągnięcie spróbować pobić.
Zasługi zwłaszcza dla tej pary
Oczywiście sam pomysł Mike’a Browna na tak ofensywny styl gry to jedno. Ponad 121 punktów na mecz i zaangażowanie niemal wszystkich zawodników wchodzących na parkiet w punktowanie to dobra rzecz, ponieważ dzięki temu jest poczucie, że każdy z nich jest ważny i wnosi coś pozytywnego do drużyny. Należy jednak szczególnie wyróżnić 2 zawodników.
Po pierwsze liderem ekipy jest De’Aron Fox, który w tym sezonie gra na poziomie ponad 25 punktów na mecz. Szczególnie dobry miał okres przed i po All Star Game, bowiem notował serię 8 meczów z rzędu z co najmniej 30 punktami na koncie. W marcu gra na poziomie 24.8 punktów na mecz.
Drugim zawodnikiem godnym docenienia jest Domantas Sabonis. Litwin grający na pozycji centra notuje świetne liczby. To najlepszy zawodnik w lidze pod względem uzbieranych double-double. Ma ich ponad 50 w sezonie. Ostatnio jednak zaczął bawić się w Jokicia i zbierać kolejne triple-double. To zdecydowanie pomaga w dobrych wynikach Kings. Litwin to najlepszy zbierający ligi (12.3 zbiórek). Patrząc na wszystkie pozostałe statystyki to zdecydowanie jego najlepszy sezon w karierze. Jego rola na grę drużyny jest niewątpliwie bardzo duża. Sabonis dzięki temu został wyróżniony jako zawodnik tygodnia konferencji zachodniej. Wcześniej tej sztuki w barwach Kings dokonali De’Aron Fox, DeMarcus Cousins, a także Chris Webber.
Od momentu powrotu ligi do gry po All Star Game bardzo duży wpływ na wyniki drużyny ma ławka rezerwowych. Notują oni 43.3 punktów na mecz (3 wynik w lidze) przy skuteczności 52.2% z gry (1 wynik w lidze). Łącznie, kiedy zawodnicy rezerwowi przebywają na parkiecie to drużyna zyskuje 4.6 rating netto (4 wynik w lidze).
Ich świetnie się ogląda
Przed meczem z Milwaukee Bucks 14 marca Sacramento Kings notowali serię aż 9 meczów z rzędu co najmniej 120 punktami na koncie. Przebijali zatem swoją średnią z tego sezonu. Warto wspomnieć przecież o wyczynie z 25 lutego, kiedy to w Crypto.com Arena rzucili przeciwko Los Angeles Clippers 176 punktów po 58 minutach gry.
Przed ekipą Mike’a Browna dosyć mocno wymagający terminarz. Potknięcia w tej części sezonu nie są wskazane, ponieważ może to skutkować jeszcze spadkiem w dół tabeli, czego na pewno nikt w tej ekipie by nie chciał. Na ten moment jest przewaga parkietu w play-off i zachowanie tego statusu na pewno będzie celem na pozostałe mecze. Nie zmienia to jednak faktu, że ekipa z Golden 1 Center jest największą rewelacją tego sezonu. Dzięki wspomnianym zawodnikom grającym swój najlepszy basket w karierze ekipę z Sacramento po prostu chce się w tym sezonie oglądać. Oni się nie nudzą.